Podróże z niemowlęciem - festiwal muzyczny, 10 miesiąc życia

Na jakiś czas zawiesiłam działanie bloga. Nie miałam ani czasu, ani specjalnych chęci na jego prowadzenie, co zbiegło się z "syndromem powrotu do normalnego życia" który jeszcze na pewno opiszę.

Jednak po pewnym czasie potrzeba pisania wróciła znowu. Może to element większej ilości czasu? A może roznosi mnie literacko?

W każdym razie zakończyłam przed fajnym momentem, tj. pojechaniem z dzieckiem na festiwal muzyczny do Bolkowa okraszony, naturalnie, wieloma stwierdzeniami typu:

-"Oszaleliście?! Z dzieckiem na festiwal?!"
-"Chcecie je zamęczyć?!"
-"Chcecie, żeby ogłuchło?!"
-"No i co wam z tego festiwalu? Pić nie będziecie mogli, wy się zmęczycie, ona się zmęczy..."
-"To nie jest miejsce dla dzieci"

aż po

-"Wprowadzając tu dzieci niszczycie klimat festiwalu. Ja jestem dumna z tego, że zostawiłam swoje w domu i przez pierwsze pięć lat ich życia nigdzie nie jeździłam".

Odpowiadając na ostatnie - nas by to wpędziło szybciej do grobu, jak w wbiło w poczucie dumy.

Ale po kolei.


1.Idea

Nigdy nie zamierzaliśmy zamknąć się z dzieckiem w domu i izolować je od świata w myśl, że nikt jak my nie zapewni mu rozrywek (hahaha...).

Kultywuje przekonanie, że przez setki lat dzieci przemieszczały się wraz z rodzinami i żyły. Tak zwane "cywilizowane życie" dzielone między M3, samochód i zamknięte ośrodki dla dzieci to jest opcja, a nie jedyny słuszny wybór.

I wreszcie - chcieliśmy rodzinnie wyjechać w miejsce, gdzie będzie ładnie, miło i gdzie będą nasi znajomi.


2.Zapewnienie komfortu wszystkim stronom

Droga: jest na 4-5 godzin, jedziemy więc autem tak, żeby po maksymalnie godzinie drogi wypadała drzemka córki. Zabieramy też ze sobą koleżankę dla towarzystwa.

Plusy: faktycznie tak jest bardziej komfortowo, jak pociągiem czy autobusem z racji na ograniczone połączenia.

Minusy: dziecko z drzemki wybudziło się znacznie szybciej niż zwykle i ostatnie pół godziny drogi dojechało już na marudzeniu... po czym padło i zasnęło ponownie.

Nocleg: rezerwujemy prywatną, sprawdzoną kwaterę z ogrodem, blisko festiwalu ale z dobrym tłumieniem. Znamy gospodarzy, warunki są bardzo dobre, choć cena trochę wyższa niż wśród kwater dostępnych na mieście.
Nic nie zastąpi jednak czystego domu ze sprawną hydrauliką :)
Dostajemy pokój tylko dla naszej trójki.

Organizacja: zabraliśmy kilka zabawek które zgodnie z kultywowaną metodą Montessori układamy w jednym miejscu przy ziemi. Dziecko jest na etapie raczkowania.
Na ziemi kładziemy dwie warstwy kocy, poduszkę i ukochany kocyk. To będzie miejsce noclegowe.
Ważnym elementem są też DYŻURY. Festiwal trwa 4 dni, więc sprawiedliwie ustalamy, że przez pierwsze dwa bawi się ojciec a przez kolejne dwa matka dziecka (bo ojciec będzie prowadził).

Bezpieczeństwo: kupujemy wygłuszające słuchawki dla dzieci. Ostatecznie pojawiam się z nimi i dzieckiem na koncertach może trzy razy, ale jednak. Do tego zabieramy chustę (na koncerty) i wózek (na spacery).
Bierzemy też poprawkę, że to mały festiwal a nie Woodstock, więc jest mniejsza szansa na ekscesy tłumu.

Wygoda: termos na gorącą wodę. Do robienia kaszek i mleka. Plus kupione wcześniej gerbery (kuchnia nie była dostępna do gotowania).




3.Strona rozrywkowa czyli CIUSZKI

Festiwal ma charakter przebierany. W tonie jest ubrać się na czarno z dużą ilością koronek lub innych elementów rockowych. Postanowiliśmy trochę pobawić się w tej stylistyce razem z córką, jak i mieliśmy zupełnie przeciętne ubranka :)






4.I finalnie - co z tego wyszło?

Dziecko miało zapewnioną rutynę dnia, tj. pobudkę-przebranie-śniadanie-zabawę-spacer (raz o 6 rano ku niedowierzaniu kilku wracających z ostatnich imprez uczestników ;) - zabawę - drzemkę - II śniadanie - spacer (tu do znajomych, na koncert lub turystycznie przez miasto - zabawę - obiad - drzemkę - spokojną zabawę (np. w ogrodzie na kocyku albo w pokoju na podłodze) - kolację - kąpiel - sen.

Znajomi nie wierzyli, że tak się da i że nie chodzimy z worami pod oczami a dziecko zapłakane.

Raz zasnęła mi w chuście na koncercie :)

Było wiele innych dzieci.

Dostaliśmy wiele ciepłych słów zarówno od innych rodziców, jak i tych co dopiero myślą o dzieciach (cytując: "Przywracacie nadzieję, że z dzieckiem można dalej funkcjonować normalnie"). 

Co było najgorsze? Od 14:00 zaczynało się "wolne dla rodzica". Do 14:00 czas spędzaliśmy we trójkę. Jak się z takiego maratonu od 14 do 1 w nocy wracało spać na kwaterę, to istotnie nocna pobudka do nakarmienia lub utulenia zostawiała ślad na twarzy, ale nie większy niż na co dzień.

Co nas zaskoczyło? Ilość hejtu jaki spadł na nas w sieci po powrocie. Nikt nam nic złego nie powiedział wprost, na miejscu (wręcz odwrotnie, j.w). Natomiast pod zdjęciami które zamieścił organizator lub my sami potoczyła się lawina postów od obudzonych rodziców którzy zostali z dziećmi w domu, puścili na festiwal tylko jednego z rodziców lub którzy uważają, że rodzinne spędzanie czasu na festiwalu muzycznym mu urąga. No i niezmordowany argument, że na pewno tęskniliśmy za opijstwem które jest prawnie niemożliwe przy dziecku (bez pytania nas, czy w ogóle mieliśmy na to ochotę). 

Anna

2 komentarze:

  1. Podziwiam Was i trzymam za Was kciuki. Wiem, że jesteście świetnie zorganizowani i nie dalibyście zrobić cokolwiek złego dziecku, jak i dobrze wiecie, jak je chronić.
    Z wielkim zaciekawieniem czytam Twoje posty, tak na wszelki wypadek ;) i po to, by dowiedzieć się, że się da :)

    OdpowiedzUsuń

Instagram