Podróże z niemowlęciem - część druga. Przez Polskę samochodem.1-5 miesiąc życia.

Nasza córka pierwszą jazdę autem zaliczyła podczas odbioru ze szpitala. Potem kilka krótkich jazd próbnych po okolicy żeby upewnić się, iż dobrze reaguje na auto (reagowała bardzo dobrze, bo głównie spała ;) ) i po podróży do głazów krasnoludków (w tę i z powrotem spała) radośnie ruszyliśmy na Szczecin, optymistycznie nastawieni co do trasy.

 Mieliśmy kolorowo...

Dziecko przepłakało cała drogę a ponieważ był to dzień a nie późne popołudnie, to upatrywaliśmy przyczyn w wielu rzeczach. Widzi i słyszy więcej, więc się boi. Lepiej jej się jeździ, jak jest śpiąca. Wreszcie uznałam, że mając 2 miesiące już rozpoczyna bitwę o trzymanie non stop na rękach.

A wyszło na to, że dziecku właśnie odpaliła się alergia pokarmowa i płakała nam tak samo w domu, na spacerze i w każdym innym miejscu od mniej więcej 9 rano do 14:00.Potem padała jak przecinek i spała, uwaga, do 6 rano dnia następnego z niewielkim wybudzaniem się na kolejne butelki mleka.

Rozgryzienie tego problemu zajęło nam 3 tygodnie mojego uporu, że nie ma czegoś takiego jak "kolka", jest tylko nie znalezienie przyczyny problemu.
I problem minął jak tylko przeszliśmy na mleko dla alergików.

Mówi się trudno i jedziemy dalej. 

Kolejna trasa zaplanowana była na grudzień - z Poznania do Rzeszowa na święta. Uznałam, że najbezpieczniej będzie zabrać dziecko w momencie, jak będzie najedzone i wyspane, wsadzić do auta pół godziny przed kolejną drzemką i to powinno sprawić, że zaśnie, potem nakarmimy, zmienimy pampa na stacji i zaśnie już na noc.

Ahahaha.

Niestety coś musiałam pokręcić z wyliczeniami, bo pierwsze dwie godziny dziecko co chwilę nam płakało i musieliśmy się dwa razy zatrzymywać, żeby ją uspokoić. Czasem pomagało kołysanie, czasem karmienie, czasem nic. A potem padła o 19 i spała aż do przyjazdu do Rzeszowa, czyli ok 2 w nocy po drodze wypijając niemalże bez wybudzenia jedną butelkę.

Logika jednak była dobra, bo z ośmiu godzin sześć przejechaliśmy spokojnie samymi drogami ekspresowymi i autostradami. Droga fajna, przejezdna. Ok. 23:00 zaczęliśmy intensywniej rozmawiać, by zwalczyć powolny kryzys przysypiania. O 1 w nocy zmieniłam na ostatnią godzinę męża za kierownicą.

Przy okazji wyjazdu na głazy zaczęliśmy sprawdzać różne rodzaje miejsc postojowych i trzeba przyznać, że wypadają nieźle. Na większości stacji jest już przewijak. Wrzątek do butelki wszędzie bez problemu. Raz zatrzymaliśmy się w MacDonaldzie, gdzie zaplecze było bodajże najlepsze ale uznałam, że jest jednak za dużo ludzi którzy niekoniecznie muszą być zdrowi i nawet na nasze hartowane dziecko to może być za wiele.

Do auta brałam pieluchy,  mleko, termos z wodą, mokre chusteczki i dwie pieluszki tetrowe. Tyle. Żadnych zabawek i innych zabawiaczy ani w 2 ani w 3 ani w 4 miesiącu. Głównie dlatego, że migające światła i obraz za oknem moim zdaniem są wystarczająco stymulujące dla takiego malucha.

Nie ubieraliśmy jej też grubo. Pajac+czapeczka bawełniana (zimą wełniana)+kurtka+wełniane buciki (gdy zrobiło się zimniej). Zanim temperatura spadła poniżej 0 nakrywaliśmy ją tylko kocem na trasę z ciepła do auta. Gdy spadła zmieniliśmy kurtkę na kaftanik ale znienawidziłam jego odpinania w aucie ile razy ją przyniosłam, więc po jego nagrzaniu zdejmowałam kaftan, kładłam na nim dziecko w pajacyku i gdy mieliśmy ją wyjmować na stację czy do lokalu - przykrywałam całe siedzisko grubszą kołderką i truchtem do środka! I tak cały grudzień, styczeń i teraz, w lutym.
Nota bene dziecko ani razu jeszcze nie chorowało.

Po trasie na podkarpacie uznałam, że spróbuję wozić ją częściej i bardziej oswoić z autem. Cały styczeń woziłam ją ok 3-4 razy w tygodniu samochodem załatwiając różne rzeczy na trasy o długości od 30 do 90 minut. Płacz już się nie powtórzył. Co najwyżej marudzenie, gdy zbliżała się pora karmienia lub wymagała zmiany pieluszki.

Obecnie ma pięć miesięcy i nadal zaczynamy trasę, gdy dziecko się wyśpi, naje i ma świeżą pieluszkę. Do ekwipunku dołożyłam dwie ulubione zabawki, bo czuwanie rozwijało jej się od pół godziny, przez godzinę i półtorej do dwóch-dwóch i pół w tej chwili. W trasie rozgląda się wokół, trochę pobawi zabawką i zapada po jakimś czasie w długą drzemkę (do 2h), ma taką raz dziennie. Potem muszę pilnować, by kolejne były krótsze ;) Na krótkich trasach zamyśla się, patrzy przez okno i tak nawet 25-30 minut po czym... zasypia.
Zakładamy,że przywykła do jazdy i ją polubiła. 
Czas pokaże, czy mieliśmy rację. 


Anna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Instagram