Skamieniałe miasto i Osada słowiańska w Stobiernej. Podróż z dwulatkiem

Nasze podróże w ciągu ostatniego roku ograniczyły się do kursowania między babciami na dwa różne krańce Polski, zawsze autem, oraz wycieczek we dwoje lub osobno, bez dziecka. Głównie było to spowodowane pogodą, stanem zdrowia malucha lub finansami. Tak się złożyło, że zawsze gdy było już coś zaplanowane, jeden, drugi lub trzeci powód plan ten niweczył.

Tym bardziej trzymałam kciuki za nasz lipcowy wyjazd który okazał się bardzo udany :)

Pierwszy jego etap rozpoczął się w Poznaniu. Wyjechaliśmy o 19:00 jak tylko skończył się jeden z Bardzo Ważnych Meczy i ruszyliśmy w kierunku trasy S5 na autostradę A4. Zaliczając po drodze niewielkie przerwy na miejscu byliśmy ok 1:20, co przy ponad 600km drogi uważamy za bardzo dobry czas. Liczymy, że gdy trasa ekspresowa dotrze do Poznania będziemy dojeżdżać jeszcze szybciej :)

Na miejscu przez kilka dni korzystaliśmy z dobrodziejstw pobytu u teściów a następnie udaliśmy się na krótki wyjazd we dwoje w Bieszczady.

Po powrocie wymęczyliśmy solidnie dziecko na trampolinie i podwórzu, zapakowaliśmy w auto w porze drzemki i wjechaliśmy na autostradę na węźle Przeworsk w stronę Stobiernej. Trasa na lekko ponad godzinę komfortowej drogi mimo panujących upałów (klimatyzacja w aucie to naprawdę dobra rzecz!) więc plan był taki, że dojedziemy do Osady Słowiańskiej i tam nam się dziecko obudzi.

Otóż nie obudziło się.

Zapada więc szybka decyzja, że korzystamy z okazji i lecimy prosto do Skamieniałego Miasta które jest godzinę drogi od Stobiernej w kierunku na Muszynę a konkretnie na Pogórzu Ciężkowickim w Ciężkowicach.

Ledwie dojechaliśmy a młoda otworzyła oczy. Na parkingu jest bar typu fast food z taką sobie łazienką i sklep z pamiątkami. Zaopatrujemy się w tanią jak na warunki turystyczno-barowe wodę (2,50zł za małą butelkę) i ruszamy na skałki.



Dziecko porusza się w tempie przewidywalnym, tj. w pełnym zachwycie 30 kroków na nóżkach  a potem 100 metrów na rękach i tak na zmianę, gorąco więc polecam zakupienie lub wypożyczenie nosidła turystycznego . Miałam akurat nastrój na noszenie dziecka i jednoczesne wspinanie się pod górę więc póki co sprawdzałam, ile jest w stanie wytrzymać będąc noszoną zanim podejmiemy decyzję o nosidle.




Trasa w jedną stronę liczy sobie 45 minut i nie da się jej przejść z wózkiem z uwagi na kamienie, korzenie, schody i przeciskanie się między głazami. Jest jednak bardzo prosta i spokojnie nadaje się dla osób chcących rozpocząć przygodę z górami lub szukających niewielkich wzniesień dla dzieci. Na szczycie znajdziecie łączkę a w drodze na nią - owieczki :) Jest także bardzo malownicza i można ją ukończyć schodząc do jaru z wodospadem.
Tu taka uwaga - wodospad jest mikroskopijny, za to otaczające go kamienie przepiękne!

                                                       






Na końcu trasy czeka mnie jednak nieprzyjemna niespodzianka. Otóż okazuje się, że drogi powrotne są dwie. Albo jeszcze raz idziemy 45 minut przez pagórki, albo idziemy chodnikiem wzdłuż szosy dookoła.Dokładnie tyle samo czasu.
Niosąc córę na zmianę udało nam się pokonać to wygodne obejście dookoła, niemniej na koniec marzyłam przynajmniej o tym nosidle. Albo najlepiej żeby był tu wózek. Z klimą. Dla mamy.

Autem podjechaliśmy na obiad 2km dalej do restauracji Spiżarnia którą gorąco polecamy! Bar o którym wspomniałam oferuje jedynie standardy w postaci frytek czy hamburgera, jest też oblężony przez turystów i niezbyt czysty.
Spiżarnię urządzono w stylu prowansalskim, ma śliczne, ukwiecone łazienki z niedużym przewijakiem położonym na murowanym blacie obok zlewów oraz kilka krzesełek do karmienia  dla dzieci (Ikeowskie i drewniany). Hitem jest lemoniada w różnych smakach. Daliśmy dziecku do wypróbowania. Nie umiała się zdecydować która lepsza, ale żadnej nie chciała nam oddać :P

                                                         

Zawsze mnie razi że w tzw.menu dla dzieci są frytki i nuggetsy. Nie rozumiem skąd to wpajanie, że dziecko żywi się frytkami i nuggetsami a dorosły czymś wartościowym. My zamawiamy dla małej jej ulubioną wątróbkę, niemniej domowy chleb plus lemoniada jeżynowa przy upale podeszły bardziej. Co zostało spakowano nam na wynos.

Świeże powietrze plus wrażenia plus obiad i... w samochodzie dziecko padło na drugą drzemkę!

Tym sposobem godzina powrotna do Osady upłynęła w spokojnym kontemplowaniu widoków.



Miałam okazję być w osadzie wikingów na Wolinie i jeśli widziało się tak duży obiekt, to ten może zaskakiwać swoimi niewielkimi rozmiarami, jednak włożono w niego dużo pracy i serca. Położona na wzniesieniu na które wjeżdżamy wąską drogą ma taras z przepięknym widokiem na okolice, kiermasz z pamiątkami, miejsce do strzelania z łuku oraz trzy chaty podzielone na tematyczne izby. Mieszkają tam też kury, goł i pies które najbardziej interesują nasze dziecko zaraz po włóczniach i toporach (wracała do nich kilkukrotnie).
Jako że interesujemy się tematyką a dziecko ma bardzo pasujące imię (Dobrawa) zagailiśmy rozmowę z tutejszymi gospodarzami co skończyło się na wspólnym posiedzeniu pod wiatą oraz oprowadzaniem dziecka wokół wioski i kładzeniem psa do głaskania :)

Do osady bez problemu dotrzemy wózkiem, warto też sprawdzać ich wydarzenia na profilu Facebookowym. Co jakiś czas organizują aktywności mogące zainteresować starsze dzieci, młodzież i dorosłych. Najmniejsze zadowolą się zapewne zwierzyną i zwiedzaniem samym w sobie :) Co ważne do budynków można wchodzić i dotykać wszystkiego!

O 18:00 córa uznała, że ma już wystarczająco dużo wrażeń na dzisiaj i zaczęła buczeć w sposób dający do zrozumienia, że musimy wracać. Czekała nas kolejna godzina na autostradzie. Pół z niej upłynęło spokojnie, drugie pół poświęcaliśmy na zabawianie zmęczonego dziecka.


Anna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Instagram